DOMINIK JAGODZIŃSKI – kliknij i przeczytaj więcej
o Dominiku Jagodzińskim na Film Polski
Zapis rozmowy z Dominikiem Jagodzińskim – montażystą filmu „Beksińscy. Album wideofoniczny”.
Rozmowa z udziałem publiczności Montaż FIlm Festiwal odbyła się w roku 2017.
Jak dostałeś propozycję pracy przy filmie „Beksińscy. Album wideofoniczny”?
Wcześniej współpracowałem z Darkiem Dikti, który jest producentem tego filmu i on zarekomendował mnie jako człowieka, który jest w stanie udźwignąć ten projekt. Z samym Marcinem Borchardtem nie znałem się wcześniej, natomiast miałem okazję poznać osobiście bohatera naszego filmu. Zanim zostałem montażystą studiowałem fotografię w łódzkiej szkole filmowej i w trakcie pisania pracy magisterskiej o twórczości Beksińskiego, miałem okazję być u niego w mieszkaniu i przeprowadziłem z nim wywiad. W tym czasie zupełnie nie interesowałem się jego życiem prywatnym i relacjami rodzinnymi. Zdzisława Beksińskiego zamordowano krótko po mojej wizycie, ja pracę magisterską obroniłem i temat Beksińskich odłożyłem na bok.
Inspiracją do powstania tego filmu była książka Magdaleny Grzebałkowskiej „Beksińscy portret podwójny”.
Tak. Marcin napisał dość obszerny scenariusz, który oparty był na fragmentach tej książki. Z tego tytułu był to scenariusz o charakterze bardziej literackim niż filmowym. Na tych sześćdziesięciu kilku stronach Marcin zakładał pewne kwestie, które pojawią się w filmie jednak nie wiedział co dokładnie będziemy mieli w materiałach. Dodatkowo okazało się, że równolegle z naszą pracą nad spływającym materiałem rozpoczęły się prace nad filmem fabularnym o Beksińskich.Materiały dokumentalne z kamery Beksińskiego okazały się mieć tak dużą siłę wyrazu, że czuliśmy,
że trzeba zrobić ten film. Jeżeli nie my to zaraz zrobi go ktoś inny.
To było blisko 300 godzin materiałów.
300 godzin było materiałów z przegranych VHSów Zdzisława Beksińskiego. Do tego dochodziły jeszcze kolejne dziesiątki godzin dzienników fonicznych. Do tego setki fotografii. Materiały z kronik i inne archiwalia. Pomimo takiej ilości materiałów na etapie montażu wiedzieliśmy, że nie będziemy w stanie pokryć wszystkich wydarzeń materiałami, które pokazują Beksińskich. Też nie wszystkie tematy wybrzmiały dobrze na materiałach pochodzących z kamery Zdzisława, wtedy taki temat obudowywaliśmy kronikami, których też mieliśmy pod dostatkiem.
Kiedy pojawiało się hasło przeprowadzka do Warszawy, Darek czyli producent filmu przynosił mi 5 godzin materiału
z ujęciami Warszawy z tamtego okresu. To była praca, którą musiałem wykonać samodzielnie bez udziału reżysera. Znalezienie materiału, który ilustrował konkretny etap filmu. Później Marcin akceptował moje propozycje montażowe, bądź razem je przerabialiśmy.
Czy wy ten cały, 300 godzinny materiał z kamery Zdzisława Beksińskiego przepisywaliście czy pracowaliście na tych starych kasetach?
To była dość specyficzna sytuacja. Muzeum w Sanoku, do którego należą te materiały powiedziało, że oni nie chcą wypuszczać tych kaset z rąk i sami je digitalizowali i przesyłali do nas partiami. Część tych materiałów dotarła do nas kiedy mieliśmy za sobą prawie 3/4 pracy nad filmem, wtedy nagle okazywało się, że nowa partia nagrań to są rzeczy, których nikt nigdy wcześniej nie widział i one w dużym stopniu zmieniają nam opowieść w drugiej części filmu.
Kiedy Zdzisław włącza swoją kamerę, wszystko co widzimy na ekranie staje się bardziej osobiste i intymne.
Reżyser wspominał, że w pewnym momencie musieliście odpocząć i złapać dystans do materiału. Pojawił się pewien przesyt i postanowiliście skonsultować ten materiał z innymi osobami. Do kogo się zgłosiliście?
Dokładna lista znajduje się na końcu filmu. Pośród nazwisk znajdziecie zarówno osoby znane jak i osoby z naszego otoczenia, którzy byli potencjalnymi widzami tego filmu. Chcieliśmy przede wszystkim zobaczyć czy osoby, które nie znają materiałów czy sposobu narracji zaangażują się w tą opowieść. Nie chcieliśmy robić dokumentu obserwacyjnego, w którym pokazujemy ujęcie z domu Beksińskich mówiąc widzowi, że będzie je teraz obserwował przez następne 5 minut. Staraliśmy się cały czas opowiadać dość dynamicznie, by widz oglądał te 80 minut z przyjemnością. Przyjęliśmy założenie z filmu fabularnego gdzie akcja rozwija się i z każdą kolejną sceną stawiamy kolejny krok do przodu. Zresztą Darek Dikti jest typem producenta, który aktywnie uczestniczy na etapie montażu i on często mówił nam „Panowie. Krócej, krócej, bo nikt nie będzie chciał tego oglądać.” Idąc tym tropem często słyszeliśmy od widzów, że chcieli by coś jeszcze oglądać z domu Beksińskich co z kolei utwierdziło nas w przekonaniu, że możemy zwiększyć metraż filmu. Początkowo film miał trwać 50 minut, jednak w trakcie pracy okazało się, że temat wymaga pełnego metrażu.
Ile było wersji montażowych?
Ponad dwadzieścia. Pierwsza część filmu, która opierała się przede wszystkim na materiałach fonicznych
i na książce, była bardzo dobrze rozpisana w scenariuszu. Druga część rodziła się już na stole montażowym
wraz z kolejnymi partiami materiału, które do nas spływały. W pewnym momencie pojawił się taki pomysł narracyjny by zacząć film od momentu włączenia kamery przez Zdzisława, budować opowiadanie jako dziejące się 'tu i teraz’ a wszystkie pozostałe rzeczy, na przykład z młodości Tomka, powinny pojawiać się jako wspomnienia.
Podjęliśmy tę walkę, jednak okazało się, że jest to nie czytelne, że brakuje nam wstawek narracyjnych,
które przekazywały by widzowi formułę „Natomiast w czasach kiedy…” Marcin chciał by film składał się wyłącznie z materiałów archiwalnych, stąd wszystkie teksty jakie pojawiają się w filmie pochodzą z listów, dzienników albo z materiałów fonicznych. Nie ma tam ani jednej kwestii od reżysera, która starałaby się cokolwiek tłumaczyć widzowi. Ten fakt także wpłynął na to, że konstrukcja narracyjnie oddzielająca przeszłość od życia zarejestrowanego na kamerze bohatera, nie mogła zafunkcjonować.
Na pewnym etapie montażu walczyliśmy także o inną ekspozycję. Marcin proponował by na samym początku powiedzieć mocno, że Zdzisław jest malarzem i dopiero z tego punktu wyjścia budować dalej opowiadanie.
To się jednak nie sprawdziło. Z każdą kolejną układką coraz bardziej klarował się obraz opowieści, w której przede wszystkim musimy trzymać się emocji jakie są między trójką naszych bohaterów. Odchodziliśmy coraz bardziej od elementów twórczości Zdzisława. Eliminując je dojrzewaliśmy do decyzji, że będzie to film o relacji ojca z synem.
Myślę że to świetnie wyszło.
– Pytania z publiczności –
Jak wyglądał współpraca z reżyserem przy tym filmie?
Specyfika pracy z każdym reżyserem wygląda trochę inaczej. Marcin zadawał pewną ideę, na przykład mówił,
że potrzebujemy ’zbudować więcej Zosi’ lub w danym momencie ’dać Tomka, który pracuje w radio.’
Kiedy przeglądałem te 300 godzin materiałów, tworzyłem osobne grupy ujęć dotyczące konkretnych tematów,
na przykład: Zdzisław i jego malarstwo, Tomek i jego życie osobiste, Tomek w radio, Zosia… i później kiedy pojawiała się konkretna potrzeba to sięgałem do nich po materiał. Marcin nie siedział ze mną w montażowni i nie wskazywał mi konkretnych ujęć. Całe etapy budowania scen polegały na tym, że ja budowałem to o co poprosił a on mówił na przykład „Nie, nie. To dajmy jednak trochę dłużej”. Więc robiłem dłuższe, po czym po obejrzeniu słyszałem, że jednak to krótsze było lepsze. Marcin w dużej mierze skupiał się na warstwie literackiej, wskazując na przykład fragmenty kłótni Zosi i Tomka, które muszą się pojawić i na których ja miałem zbudować scenę. Dostawałem też na przykład tekst lub nagranie audio i moim zadaniem było obudowanie tego materiałami archiwalnymi.
Czy były jakieś materiały, które wywarły na tobie duże wrażenie a jednak nie weszły do filmu?
Było trochę materiałów bardzo osobistych, które pokazywały relacje Tomka z dziewczynami. Nie mogliśmy użyć ich w filmie ponieważ przedstawiały je w niekorzystnym świetle. To byłoby działanie ze szkodą dla nich, a jestem przekonany, że one by sobie tego nie życzyły. Wiem od Magdy Grzebałkowskiej, że niektóre z nich nie chciały z nią rozmawiać nawet na etapie pisania książki a co dopiero pojawić się w filmie. Natomiast jeżeli ktoś z państwa widział fabułę, to tam jest na przykład scena niszczenia kuchni przez Tomka. Sugeruje się, że są to rzeczy które nagrywał Zdzisław, ale ich nie widzieliśmy. Marcin Borchardt wspominał mi, że żałuje braku sceny remontu mieszkania w Warszawie, podczas którego towarzyszyła im umierająca babcia. Choć to zestawienie wymienianych kaloryferów, spawanych rur, umierającej staruszki i Zdzisława, który z kompletną obojętnością rejestruje to swoją kamerą – było bardzo mocne i filmowe, to stwierdziliśmy, że niczego nie wnosi do filmu. Po pierwsze podkreślałem, że jest to film o Tomku, Zosi i Zdzisławie a nie o babci. Po drugie już w innych scenach widzimy, że Zdzisław bez opamiętania kręci wszystko co się da. To jedno z większych wyzwań przy montażu. Mamy naprawdę dobre sceny, ale musimy zadawać sobie pytanie czy one dalej budują tą historię. Musimy myśleć o całości a nie o poszczególnych scenach.
zdjęcie dzięki uprzejmości Dominika Jagodzińskiego